WITAJ!

Czytasz? A może pozostawisz po sobie komentarz? :) To mnie bardzo motywuje!

Zachęcam do odwiedzania mojego bloga z gifami i editsami z Violetty :) Klik do bloga♥

Kursywą pisane są myśli głównej bohaterki (czyli moje), wypowiedzi oraz tytuły piosenek/filmów/seriali itp.

Lojalnie ostrzegam, że opowiadanie jest raczej dla osób 18+, tak więc nie biorę odpowiedzialności za wpływ na osoby niepełnoletnie.

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 13

Poranek budzi mnie ciepłymi promieniami słońca. Przeciągam się leniwie na łóżku i szybko dochodzi do mnie, że muszę sprawdzić pocztę. Owa poczta, wita mnie z samego rana gorzkim rozczarowaniem – 0 wiadomości w skrzynce odbiorczej. Grymaszę sama do siebie przez chwilę. Trudno.. nie dam sobie zepsuć kolejnego dnia. Kiedy odsłaniam żaluzje i zasłony, moim oczom ukazuje się nieskazitelnie błękitne niebo. Świat tonie w powodzi ognistego słońca. Wychodzę na balkon i rozglądam się na pełne życia ulice Buenos. Dookoła wznoszą się piękne drzewa i kwiaty zasadzone jeszcze przez mojego dziadka. Z oddali, za starannie przystrzyżonymi żywopłotami tłoczą się ludzie, samochody wściekle pędzą w wyznaczonych kierunkach. Dziwnie się tak obserwuje, nie wiedząc dokąd ci wszyscy ludzie tak gnają, podczas gdy ja mam nadmiar, tak cennego dla nich czasu. Godzina 7:30. Do głowy wpada mi doskonały pomysł. Zrobię to, co zawsze pomaga mi w rozładowaniu złej energii. Wskakuję w strój do joggingu, związuję włosy i zakładam na uszy słuchawki. Włączam play i do mych uszu trafia niebanalny głos Adama Lamberta, który śpiewa mi „Ghost Town”. Wychodzę na ulicę i zaczynam biec. Nie oglądam się na nic. Pędzę przed siebie, wsłuchując się w melodię. Nie wiem nawet dokąd zmierzam. Skręcam w lewo i trafiam do jakiejś alejki. Później znowu skręcam, tym razem w prawo. Dobiegam do deptaku położonego przy plaży. Biegnę wzdłuż niego, podziwiając piękny widok morza. W tafli wody odbijają się promyki słońca, rażąc przy tym w oczy. Skręcam na plażę i już zaraz gnam po piasku, wzdłuż brzegu morza. Bajeczny widok, poranne słońce, muzyka i ruch – to wszystko sprawia, że od razu czuję się lepiej. Po około 50 minutach, postanawiam wstąpić do kawiarni, którą właśnie mijam.


- Poproszę dużą latte, z beztłuszczowym mlekiem.

- Już się robi – jasnowłosy chłopak posyła mi promienny uśmiech. Obserwuję jego pracę.

- Proszę bardzo, to będzie..

- Dzięki wielkie – podaję mu banknot, zostawiając spory napiwek. Biorę kubek z kawą i kieruję się do wyjścia.

- Dziękuję! Smacznego! Miłego dnia! - krzyczy za mną. Odwracam się i znów raczy mnie swoim uśmiechem. Miło tak z samego rana spotkać pozytywnego człowieka. Wszystko wydaje się być mniej skomplikowane. Siadam na schodkach jednej z drewnianych budek ratowniczych. Sączę ciepłą, słodko smakującą kawę, wsłuchując się w słowa następnej piosenki - „Pieces” by Jessie Ware. Fragment But you ought to know, I was lost when I had found you” wydaje się być najistotniejszy. Jestem zagubiona. W samej sobie. Rozbita na kawałki.. i właśnie wtedy, spotykam Ciebie. Zdejmuję szorty i wykładam się na schodach. Daję dotrzeć promieniom słońca do wszystkich części mnie. W słuchawkach, ponętnie nuci Justin Timberlake - „FutureSex-LoveSound”. Kołyszę ciałem w rytm muzyki. W jakimś momencie odczuwam na sobie lekki chłód. Nie trwa to jednak dłużej, niż 2 sekundy, więc nawet nie otwieram oczu. Po chwili, to uczucie się powtarza, dlatego też otwieram oczy. Pierwsze, co do mnie dochodzi, to cień, który przesłania mi słońce, i wciąż odczuwalny związany z nim chłód. Przekręcam głowię i uświadamiam sobie, że ktoś nade mną stoi. Mrugam kilkakrotnie, bo słońce wcale nie pomaga mi w dostrzeżeniu twarzy. Chwilę trwa, zanim udaje mi się skupić wzrok na kimś, kto nade mną wisi.

- Mamy nową ratowniczkę w ekipie? - uwalniam uszy i słyszę nad sobą głos jakiegoś chłopaka, który wdzięczy się, pewny siebie. Gramolę się rozpaczliwie do pozycji siedzącej i wdziewam na siebie szorty.

- Yyy, przepraszam. Nie wiedziałam, że tutaj nie wolno wchodzić – odpowiadam zmieszana. Dostrzegam drugiego chłopaka.

- Nic nie szkodzi. Myśleliśmy, że nam przydzielono małą syrenkę do pomocy – śmieje się drugi z nich. Zażenowana całą zaistniałą sytuacją, stać mnie jedynie na cichy chichot.

- Jestem Alex, a to jest Bruno – chłopcy podają mi po kolei dłonie.

- Monika, miło mi.

- Zawsze opalasz się o tak wczesnych porach?

- Nie. Właściwie, to biegałam i zrobiłam sobie przerwę na kawę.

- Mieszkasz tutaj, czy jesteś na wakacjach? Bo Twoje imię wskazuje na cudzoziemkę - pyta ciemny blondyn, który przedstawił się, jako Alex.

- Jestem z Polski. Przeprowadziłam się dwa miesiące temu. Będę tutaj studiować.

- Ooo Polka, ulalaa i do tego gorąca studentka – drugi z nich cmoka z podziwem – A co takiego będziesz studiować?

- Chłopaki, do roboty! Rozkładać boje! - odwracam głowę w stronę, skąd dochodzą krzyki. Mężczyzna w średnim wieku zmierza ku nam żwawym krokiem. Nowo poznani stają prawie, że na baczność.

- Wybacz, praca wzywa. Może wpadniesz kiedyś na imprezę studencką? Tam są organizowane, w każdą środę i piątek – Alex pokazuje mi znajdujący się w oddali ciemnoniebieski budynek.

- Wpadnij koniecznie, poznamy się bliżej, pobawimy – rzuca wesoło Bruno. Moją uwagę przykuwa jego uroda. Ma kruczoczarne włosy i niebieskie oczy. Rzadko spotykane połączenie.

- Jasne, na pewno kiedyś wpadnę.

Droga do domu mija mi na rozmyślaniu o nowo poznanych osobach. Zdecydowanie mogę to stwierdzić – mój sposób poznawania tutejszych ludzi, jest co najmniej dziwaczny. W domu cisza, jak makiem zasiał. Chłopcy jeszcze smacznie śpią. Biorę szybki prysznic, ścielę łóżko, robię delikatny makijaż. Ubranie, ugh. Wkładam dobrze dopasowaną, pistacjową sukienkę na ramiączkach. Na śniadanie - szybkie musli. W telewizji leci „Big Bang Theory”. Uwielbiam postać Sheldona, który jest takim dziwakiem, że aż słodziakiem.

- Dzień dobry siostrzyczko – brat mości się koło mnie na sofie i daje cmoka w policzek.

- A dobry, dziękuję – uśmiecham się szeroko.

- Ktoś tutaj ma dobry humorek od rana – przeciąga się, mrucząc.

- A mam, dziękuję.

- Wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć? - pyta podejrzliwie.

- Nie. Stety i niestety. Stwierdziłam, że nie będę się dzisiaj denerwować. Zobaczymy, na ile spokoju wystarczy mi siły.

- Pomogę, ile będę w stanie – chłopak wykłada się na kanapie, kładąc mi głowę na kolanach – Ammmm! - krzyczy, otwierając przy tym buzię, jak małe dziecko. W dzieciństwie zawsze dzieliliśmy się wszystkim. To szczegół, że po takiej zabawie w karmienie, cała kuchnia, czy też inne pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, wyglądało jak po wojnie, gdzie jedzenie miałoby służyć, jako amunicja.

- Jorge się odezwał?

- Nie, jeszcze nie. Ale nie tracę nadziei.

- Słusznie. Jedziesz ze mną dzisiaj odwieźć na lotnisko Mechi?

- Pewnie! Z chęcią.

Federico wyprowadził z garażu swoje ulubione autko. Nie minęła chwila, a już sunęliśmy drogami Buenos po naszą uroczą blondynkę. W radiu wdzięczył się właśnie Adam Levine, śpiewając piosenkę „This Love” wraz ze swoim zespołem.

- Czujesz, że Mechi, to ta jedyna? - pytam nagle brata.

- Powiem Ci, że chyba nie wyobrażam sobie życia bez niej. Chcę, żeby została jego częścią, już na zawsze.

Brat wywołał tymi słowami uśmiech na mej twarzy. Jak mogłoby być inaczej? Cieszę się, że znalazł swoją drugą połowę. Czy nie o to chodzi w naszym ulotnym życiu? Z refleksyjnego świata sprowadza mnie na ziemię pytaniem, które uświadamia mi pewną rzecz.

- Nie miałaś tak z Tommym?

Niegdyś byłabym pewna swych uczuć. Tak właśnie było. On był moją połówką. Teraz, coraz dobitniej zdaję sobie sprawę z tego, że może nią był, ale na pewno już nie jest. Czy ludzie zmieniają się sami z siebie? Czy to my wpływając na nich w pozytywny, bądź negatywny sposób zmuszamy ich do tego?

- Mała?

- Co? Aaa tak, pytanie. Wybacz, zamyśliłam się. Może i tak miałam, ale teraz wiem, że to było tylko złudzenie, wiesz? Coraz bardziej wydaje mi się, że nie do końca znałam Tommiego..

- O czym tak myślałaś?

- O niczym ważnym. Oooo, lubię tą piosenkę, dawaj głośniej! - próbuję zmienić temat, co doskonale mi się udaje, bo już za chwilkę razem z bratem śpiewamy na cały głos („Want To Want Me” by Jason Derulo), wydurniając się przy tym, jak to zawsze my.

W momencie, w którym podjeżdżamy po Mechi, dziewczyna stoi już przy bramie z bagażami. Zgrabnie odsłonięte w krótkiej spódniczce nogi, rzucają się z daleka w oczy. Blondynka szeroko uśmiecha się na widok auta i macha nam radośnie.

- Cześć Misiu – całuje Federico – Cześć Mała – przytula mnie mocno – Moi rodzice już pojechali, bo mięli wstąpić do sklepu. To co, jedziemy?

- Odezwał się Jorge? - pyta Mechi, kiedy kierujemy się już w stronę lotniska.

- Nie. Jeszcze nie.

- Na pewno się odezwie niebawem. Zobaczysz – próbuje mnie pocieszać. Wcale nie jestem tego taka pewna, jak chociażby jeszcze dwie godziny temu. Myślę nad tym przez chwilę, wbijając wzrok w oddalone morze.

- Ale jakby co, to wiesz, że zawsze w każdej chwili możesz do mnie dzwonić. Jeśli będziesz czuła potrzebę wygadania, to śmiało! - posyła mi swój uroczy uśmiech. Jestem jej wdzięczna za otwartość, którą mnie obdarza.

Na lotnisku masa przepychających się w każdą stronę ludzi, nie działa najlepiej na naszą trójkę.

- Nienawidzę lotnisk! - warczy blondynka, którą pierwszy raz odkąd poznałam, widzę zirytowaną.

- Będę tęsknił Kochanie. Wybaw się, poszalej, tylko bez przesady – Federico przyciąga ją do siebie – Żeby żadnemu Brazylijczykowi nie przyszło do głowy dotykać mojej Bogini!

Para mizdrzy się do siebie, jeszcze długą chwilę. Przyglądam im się z uciechą. Kiedy mój brat jest szczęśliwy, to i ja jestem.

 - Dzwoń, kiedy tylko chcesz! - ściskamy się mocno.
Dziewczyna macha na pożegnanie, wjeżdżając po ruchomych schodach na odprawę i już za chwilę znika za tłumem ludzi. Obejmujemy się z bratem i wracamy w ciszy do auta. Poranny jogging jednak dał mi w kość, bo całą drogę do domu przesypiam, jak małe dziecko.

4 komentarze:

  1. Cudeńko!
    Czemu Jorge się nie odzywa?! :(
    Bo się na niego fochnę chociaż nie chcę xD
    Ta... Ja tu komentuję, a rozdział na mojego bloga nawet nie zaczęty xD
    Mechi wyjeżdża :o
    Uuu.... Fede ma swoją Boginię ^^
    Jeszcze raz super rozdział i zapraszam do mnie na jutrzejszy rozdział ^^ ( tak wiem to zdanie jest dziwnie skonstruowane xD)
    Pozdrawiam,
    Buziaki,
    Daria xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj kochana :*
    Już przed rozpoczęciem tego komentarza, czuje, że nie będzie takim na jaki zasługujesz. Pisanie ostatnimi czasy, przychodzi mi z trudnością. Może nie będzie, aż tak źle. Za dużo piszę o sobie, a przecież jestem tu po to, aby skomentować to cudeńko.
    Ja jak zawsze jestem, kompletnie zachwycona :*
    Ale może za dużo tych pochwał? Czas się do czegoś przyczepić?
    Oczywiście, że nie. Wszystko jest idealnie dopracowane :* Widać, że pisząc, czujesz się jak ryba w wodzie. Nie pozostaje nic, jak tylko się zachwycać :D
    Jorge nadal milczy. Może potrzebuje trochę czasu, aby emocje opadły. Nie rozumiem, dlaczego tak się obraził. On i Monika znają się zaledwie kilka dni... Niczego sobie nie obiecali, ale przecież mówili o tym co czują, gdy są blisko siebie. Naprawdę myśli, że Monika jest taką dziewczyną, która mówi jedno, a robi drugie. To Tommy się do niej kleił, ona za dużo wypiła. Gdyby mu tak zależało, to by nie wyszedł. Zawsze mógł ich od siebie odciągnąć, hyhy :D
    Oo Monika ogląda "Teorie wielkiego podrywu", czyżby fanka seriali comedy central? xD
    Poranny jogging, zawsze dobry na oczyszczenie umysłu i odprężenie. Jeszcze wokół piękne widoki. Doskonale to wszystko opisałaś. Oczami wyobraźni, widziałam słoneczne Buenos Aires.
    Fede i Mechi. Kochane słodziaki. Przynajmniej oni są szczęśliwi i na zabój w sobie zakochani :)
    Czekam na kolejny rozdział ♥
    Weny życzę!

    Całuje,
    Rachel ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana! ♥ naprawdę, aż dech mi zapiera, jak widzę od Ciebie komentarz. Zawsze tak bardzo mnie motywujesz. Nie zdajesz sobie naprawdę sprawy z tego, jak duży wpływ masz na moje opowiadanie. Co co comedy central - zgadza się :D wieeelką fanką :) na wątek z Jorge zaplanowałam coś dziwnego haha :D ale to zobaczysz ;) całuję! :* ♥

      Usuń